Stefan Kapłaniak „Cenek” powrócił do rodzinnych stron

SZCZAWICA – Po blisko 30 latach rozłąki brązowy medalista igrzysk olimpijskich w Rzymie Stefan Kapłaniak „Cenek” powrócił do rodzinnych stron

Droga do sukcesu

Gdy ktoś zapyta o Stefana Kapłaniaka, przeważnie nie znajduje odpowiedzi, kim on jest i gdzie mieszka. Ale na dodanie przydomku „Cenek”, każdy szczawniczanin z łatwością odpowiada, że jest to kajakarz, mistrz świata i Europy oraz trzykrotny olimpijczyk. Zdobywca brązowego medali na Olimpiadzie w Rzymie na dystansie 1000 metrów w K-2 wraz z Władysławem Zielińskim. Zwycięzca pierwszego spływu na dystansie 50 km ze Szczawnicy do Nowego Sącza (1949) i ekstremalnego wyczynu, jakby dziś określić, płynięcia pod prąd z Nowego Sącza do Nowego Targu. Etap 120 km przepłynął w ciągu czterech dni. Pamiątkowy kajak oraz medal olimpijski znajdują się w Muzeum Pienińskim im. Jozefa Szalaya. Przygotowywał się do "skoku kajakiem" z wodospadu Niagara, ale nie dostał paszportu i pomysłu nie zrealizował. Po latach dowiedział się, że dbano o jego bezpieczeństwo. Nie dane mu było startować na olimpiadzie w ulubionej dyscyplinie „kajakarstwie górskim”, bowiem w programie olimpijskim zaistniało dopiero w 1974 roku w Monachium. Jednak znalazł następczynię klubową z KS Pieniny, Marię Ćwiertniewicz, która otarła się o medal – zajęła czwarte miejsce.
Na trzydzieści bez mała lat słuch o mistrzu Kapłaniaku „Cenku” zaginął. Nie było go w kraju. Osiadł w Chicago.. Ale w pewnej chwili postanowił powrócić do kraju i do swoich ukochanych Pienin, gdzie się urodził, wyrastał i rozpoczynał światową karierę kajakarza. Był pierwszym, który przecierał kajakarską ścieżkę w drodze do światowej czołówki.
Jego przygoda z kajakarstwem zaczęła się gdy miał sześć lat. Był to czas okupacji hitlerowskiej. Jako dziecko wsiadał na płynące Dunajcem drzewa i przez przełom płynął do Szczawnicy Niżnej. Kiedy pojawiły się pierwsze kajaki, wsiadł do jednego z nich, i tak rozpoczęła się jego długa i z sukcesami kariera zawodnicza.
Skąd przydomek „Cenek”?. Otóż – mówi Stefan Kapłaniak – do mojej rodziny przyjechali na wakacje goście z Warszawy. - Mój syn jest Zenek, a Ciebie będziemy nazywali „Cenek” - zadecydowała matka jego wakacyjnego kolegi. I tak zostało.
Związał się z KS Pieniny, którym wówczas kierował dr Artur Karol Werner – działacz sportowy i wychowawca wielu pokoleń zawodników. To on otworzył okno na świat wielu młodym góralom, którzy dla kajakarstwa górskiego uczynili bardzo wiele. KS Pieniny jest kolebką kajakarstwa górskiego.
Po wielu sukcesach w kraju i zagranicą przyszedł czas na podjecie decyzji, co dalej. Szczytem marzeń była Olimpiada. Dlatego postanowił zrezygnować z uprawiania kajakarstwa górskiego i rozpoczął karierę w kajakarstwie płaskim. Pierwszym sygnałem, że jako pierwszy z Polaków dogonił światową czołówkę, było 4 miejsce w jedynkach na dystansie 1000 metrów podczas IO w Melbourne (1956). – Pływałem w różnych kategoriach kajaków. Dziś żałuję, że nie dane mi było startować tylko w jedynkach, bo w nich czułem się najlepiej. Cieszę się, że mam następców, którzy z wielką ambicją i sportowym zacięciem walczą o prymat najlepszych kajakarzy na świecie. Mam tu na myśli zawodników rozpoczynających karierę w KS Pieniny, w tym rodzinę Polaczyków, a zwłaszcza Grzesia, który startował w IO w Atenach (red. zajął siódme miejsce), a teraz walczy o piąte kółko olimpijskie do IO w Pekinie - mówi Stefan Kapłaniak.
Dodaje, że kajakarstwo górskie to bardzo skromna dyscyplina sportowa. Zajmuje się nią niewielu zawodników. Dlatego bardzo ucieszyłem się, kiedy na zawodach w Sromowcach Wyżnych zobaczyłem wielu młodych zawodników z Polski i Słowacji. To sygnał, że ten sport nadal się rozwija i praca z dziećmi i młodzieżą dziś, w przyszłości będzie procentować nowymi mistrzami świata i olimpiady.
Stanisław Zachwieja
Zdjęcia – Stefan Kapłaniak „Cenek” z optymizmem patrzy na przyszłość kajakarstwa górskiego. Symbolizuje go miniaturka kajaka na jego posesji w Parku Górnym z widokiem na Pieniny, gdzie się urodził, wychowywał i po raz pierwszy wsiadł do prawdziwego kajaka mając sześć lat.